27.07.2017

♡ Letni MOTD i absolutna miłość do Kiko Milano ♡

Cześć i czołem! Stało się, kupiłam sobie laptopa (co uszczęśliwiło mnie niezmiernie!), więc teraz już nic nie stoi na przeszkodzie i mogę pisać notki długie i z milionem zdjęć i o czym tylko chcę! Co prawda zdjęcia, którymi będę upiększać swoje wpisy wykonuję moim Huawei P8 Lite, więc jakość nie powala, ale staram się, uczę, rozwijam, będzie tylko lepiej!

Dzisiaj przychodzę do Ciebie z postem o makijażu wykonanym w solidnych 70 procentach produktami Kiko Milano. No bo tak to jest, że ta włoska marka jest moją absolutną miłością kosmetyczną. Ich cienie, pomadki, róż w sticku, bronzer, tusz do rzęs... mogłabym wymieniać bez końca, bo Kiko ma kosmetyki naprawdę cudownej jakości.

Moja przygoda zaczęła się dzięki przyjaciółce (dziękuję M.!) i mogę śmiało powiedzieć, że przez okres całych studiów magisterskich powiększałam moją kolekcję kosmetyków o coraz to większe ilości produktów marki Kiko, które kupowałam za naprawdę małe pieniądze. W ich sklepach często trafić można na ogromne promocje i tak sobie myślę, że wszystkie produkty, które Ci dzisiaj pokazuję upolowałam na promocji za grosze.

Pomysł na ten konkretny makijaż... właściwie nie było żadnego pomysłu - chciałam po prostu wypróbować nową pomadkę i cienie w kredce, ale możemy go również potraktować jako rozpaczliwą próbę przywołania lata w związku z tym, że pogoda nas nie rozpieszcza, no bo naprawdę, co to za lipiec? Cóż, lato jest widoczne chociaż na mojej twarzy, zawsze to jakiś plus:





Często słyszę, że powinno się podkreślać albo oczy, albo usta i wiem, że ta zasada ma sens. Jednak jako osoba uwielbiająca mocny makijaż (i nie znająca umiaru :D), nigdy nie potrafię zdecydować się na jedno, stąd Twoja możliwość podziwiania takiej, a nie innej wersji makijażu. A tak całkiem poważnie, jeżeli jednak masz jakieś sugestie co do zmiany/podrasowania mojej makeup game, to śmiało pisz, chętnie poznam Twój punkt widzenia! Makijaż to ta dziedzina mojego życia, która zdecydowanie stanowi dla mnie pasję, w której bardzo chcę się rozwijać, realizować, tak więc każde dobre, sensowne wskazówki są cenne.  

Swatche produktów użytych w dzisiejszym makijażu. Wszystkie kupione na promocjach i wszystkie w niskich cenach - od 5,90 zł do bodajże 12,90 zł, więc polecam!


Ten konretny róż do policzków kocham za to, że bardzo przyjemnie się blenduje oraz oczywiście za jego kolor! Fajnie się nakłada zarówno pędzlem, jak i gąbką (czy choćby palcami). 


Tak sobie patrzę na te zdjęcia, i myślę, że w sumie to dzięki Kiko pokochałam cienie w kredce. Wcześniej kupiłam sobie takie marki Rimmel, ale nie sprawdziły się zupełnie, jak, niestety, cokolwiek od tej firmy. Nie wiem, czy to moja twarz (i paznokcie) jest tak wymagająca, czy po prostu Rimmel to słaba marka, ale czegokolwiek bym nie użyła, zawsze kończyło się to katastrofą. Podkład Stay Matte - zapchał mi cerę; lakiery do paznokci - wolę nawet nie zaczynać tematu...; wspomniane wyżej cienie - nie blendowały się ani trochę; tusze do rzęs - sklejały mi rzęsy w grudy przeogromnych rozmiarów. Katastrofa, przynajmniej w moim przypadku. W każdym razie, wracając do Kiko, ich cienie w kredce to zupełnie inna bajka. Pigmentacja. Blendowanie. Trwałość. Mam już sześć takich produktów tej włoskiej marki i kupno kolejnych jest na pewno tylko kwestią czasu.    



 Ok, przyznaję, ta konkretna pomadka nie powala szczególnie trwałością, chociaż ogólnie nie ma jakiejś tragedii. Nie jest to Double Touch, pomadka do zadań specjalnych, o której na pewno jeszcze kiedyś napiszę, bo jest po prostu najlepsza i najtrwalsza na świecie. W każdym razie, kolor Rossetto oczarował mnie na tyle, że nie mogłam się oprzeć. Szczególnie za promocyjną cenę (bodajże) 5,90 zł.


Nazwy nie widać w opisach przy swatchach - Kiko Milano Bright Quartet Baked Eyeshadow Palette w kolorze 02, czyli jedne z najpiękniejszych cieni w jednej z najbardziej eleganckich paletek, jakie posiadam:


Oprócz wszystkich produktów widocznych na zdjęciach użyłam również:

podkład - a właściwie Bourjois 123 Perfect CC Cream w kolorze, którego numeru nie widzę, może jestem ślepa? :D
puder - L'Oreal True Match Super-Blendable Powder w kolorze, który się wytarł, na pewno jakiś najjaśniejszy :D
korektor - Catrice Camouflage Cream Concealer w kolorze 010 Ivory i Liquid Camouflage w kolorze 005 Light Natural
bronzer - Kiko Bronzer Powder w kolorze 104
róż do policzków - Bourjois w kolorze 34 Rose d'Or
rozświetlacz - Wibo Star Shine Shimmers Kit w kolorze Diamond Shine
brwi - Pierre Rene Professional Eyebrow Set
tusz do rzęs - Kiko Volumeyes+ Active Mascara
fixer - Kiko Face Makeup Fixer

Tak prezentuje się moja miłość do Kiko Milano. Podoba się, czy może warto coś zmienić, ulepszyć? Czekam na sugestie, a teraz już spadam słuchać rosyjskich rapsów, bo dlaczego nie? Do zobaczenia w następnym wpisie!

Odwiedź mnie na: 
INSTAGRAM (MAKIJAŻ) | INSTAGRAM (PRYWATNY) 

24.07.2017

♡ Tatuaże i co ludzie mówią ♡

Tego jak często pojawiam się tutaj i znikam nie muszę wyjaśniać chyba nikomu, kto chociaż raz miał styczność z moim blogiem. Powody bywają różne – czasem dzieje się życie i są egzaminy i zaliczenia bardzo trudne (no dobra, jako prawie świeżo upieczona pani magister mogę stwierdzić, że (niestety?) już były), a i ze znajomymi nawet lubię się czasem spotkać. Ale mimo wszystko największym z powodów, które mnie od bloga odsuwają jest brak komputera albo komputer permanentnie zepsuty. 

Doszłam już w życiu do takiego momentu, w którym jestem zdania, że mam coś światu do zaoferowania i że to nawet byłoby ciekawe i wartościowe, że może fajnie byłoby te miliony myśli, które codziennie pojawiają się w mojej głowie i nie dają mi spokoju jakoś zmaterializować. Ale telefonem to jednak słabo się cokolwiek materializuje, powoli bardzo. I tak mi ucieka czas, a ja dalej sądzę, a może i coraz bardziej intensywnie, że wiele jest tematów, które chciałabym poruszyć, mniej lub bardziej ważnych, bo jako człowiek myślę o wszystkim i mam może nawet coś do powiedzenia.

Pierwszym z takich tematów są tatuaże i opinia ludzi, którzy zazwyczaj sami żadnych dziar nie posiadają. Mam pięć tatuaży, trzy drobne, napisane dla mnie odręcznie przez przyjaciół (nadgarstek, plecy i okolice obojczyka), geometryczne pióro wypełnione akwarelą (przedramię) oraz trzy róże (od ramienia po bok mniej więcej do wysokości żeber). Pomysłów na kolejne mam mniej więcej trzy miliony. I wszystko byłoby cudownie, bo tatuaże są tą właśnie formą samowyrażania, która przemawia do mnie najbardziej i uszczęśliwia mnie, jak nic innego na tym świecie. 

Jednak nie wszyscy podzielają mój entuzjazm i tu zaczynają się schody. Nie byłabym w stanie nawet zliczyć, ile już razy słyszałam, że (najczęstsze warianty): 1) nie znajdę pracy (klasyk!), 2) będę brzydko wyglądać na starość (bo przecież ludzie, którzy nie posiadają tatuaży wyglądają na starość tak bardzo atrakcyjnie), 3) wyglądam jak więzień (to akurat podejście moich rodziców, ale ich opinia jest o tyle lepsza, że usłyszałam ją raz i wystarczy, nie powtarzają mi tego, jak bardzo okropne są tatuaże na każdym kroku, god bless!), 4) szpecę swoje ciało, 5) i  tu hit – nigdy w życiu nie znajdę partnera, bo tatuaże są takie niekobiece i ogólnie ohydne i co ja sobie wyobrażam.

Wiem oczywiście, że decydując się na tatuaże powinnam liczyć się z tym, że ludzie mają różne gusta i zazwyczaj lubią dużo mówić na temat wszystkiego, co ich nie dotyczy, bo przecież są ekspertami w zakresie kobiecego piękna i wszelkiego typu zdobień ciała i w ogóle czegokolwiek. Wszystko rozumiem, każdemu się może wydawać, że jego zdanie jest najważniejsze i mnie to nie powinno ruszać, bo robię tatuaże dla siebie, a jak się komuś nie podoba, no to przecież jego problem. Tylko, na litość boską, jeżeli słyszę na każdym niemal kroku, że co ja robię i jak ja zamierzam znaleźć pracę i męża, to szlag mnie trafia na miejscu. Te „obawy” związane z pracą jeszcze mogę jakoś zrozumieć, bo faktycznie jest tak, że w wielu miejscach taki rodzaj zdobienia ciała wzbudza kontrowersje i wydziarany pracownik w całkiem wielu przypadkach wciąż jeszcze jest kimś abstrakcyjnym, oderwanym trochę od rzeczywistego obrazu społeczeństwa. I tak dalej.

Ale argument w stylu „bo męża nie znajdziesz”? Bo „tatuaże są takie niekobiece”? Po pierwsze, skąd pomysł, że jedynym słusznym scenariuszem na moje późniejsze życie jest znalezienie męża? A co jeśli go nie znajdę i będę singielką otoczoną swoją prywatną armią kotów? No tak, wszystko to wina tych cholernych tatuaży i gdybym ich nie zrobiła, to może miałabym szansę na szczęście do końca życia, a tak to cały misterny plan poszedł się… no, nie wyszedł i czeka mnie przyszłość bardzo nieszczęśliwa i pewnie skończę pod jakimś mostem, albo bóg  tylko raczy wiedzieć gdzie. Tak całkiem serio, jeżeli ktoś nie lubi tatuaży, bo uważa je za tak odrzucające, albo go po prostu nie pociągają, albo co tam jeszcze, to nie jest to osoba, która sobie będzie mną zaprzątać głowę i vice versa. Ludzi jest tak wielu, że zapewne znajdzie się ktoś, kto te szpetne rysunki na mojej skórze uzna za fajne, całkiem atrakcyjne nawet. 

Boli trochę, że nie widzimy, że gusta są różne i jeżeli nam się coś nie podoba, to nie znaczy, że jest to złe i do niczego. Może warto czasem unieść się ponad naszą wizję świata i zdać sobie sprawę, że inni ludzie mają po prostu inne upodobania. I że jeśli nikomu swoim zachowaniem nie robią krzywdy (i argument w stylu „bo to narusza moje poczucie estetyki” to żaden argument), to może po ludzku warto sobie odpuścić i dać im żyć po swojemu? Bo przecież warto. Nam będzie łatwiej, a i innym milej. Polecam spróbować.

Ale ale, żeby nie było tak negatywnie i że świat jest okropny i ludzie mnie nie rozumieją, to mam w gronie swoich znajomych sporo osób, które moją pasję do tatuaży dzielą i same są wydziarane, a jeśli nie, to uważają, że co kto lubi i w sumie co mi to szkodzi, że ktoś tam wygląda inaczej, niestandardowo. Można.

I tak jeszcze pozwolę sobie dodać, jako osoba posiadająca tatuaże, że ludzie bardziej „standardowi” (nawiązując do poprzedniego stwierdzenia) nie są dla mnie gorsi, nudni, nieambitni, czy cokolwiek można sobie wymyślić. Są dla mnie ludźmi, którzy nie mają tatuaży. Z którymi lubię rozmawiać, dzielić pasje, spędzać czas, współistnieć. Polecam posiadać takie podejście, albo spróbować je posiadać, bo chyba warto. :)
 

♡ Letni MOTD i absolutna miłość do Kiko Milano ♡

Cześć i czołem! Stało się, kupiłam sobie laptopa (co uszczęśliwiło mnie niezmiernie!), więc teraz już nic nie stoi na przeszkodzie i mogę...

Archiwum bloga